Mira Zimińska-Sygietyńska
Jak ktoś jest obdarzony przez Stwórcę talentem, to się z nim rodzi. Mira od dziecka dawała upust swojemu teatralnemu powołaniu. To co będzie w życiu robić, było przesądzone zanim się urodziła. Kto ją miał okazję w
życiu poznać, zgodzi się ze mną, że nie należy ufać do końca w jej słowa wypowiedziane w wywiadach, czy napisane przez jej biografów. Należy także konfrontować daty o których mówi i wydarzenia z historią, a szczególnie z lat jej
młodości i dzieciństwa. Biorąc pod uwagę jej fizjonomię i kanony urody kobiecej, nawet te sprzed wojny, to można postawić tezę, że Mira nie była piękna, można pójść dalej, ale ja nie pójdę. Za to miała w sobie coś. Co nie wiem, może należałoby się spytać Witkacego, ale też tego nie zrobimy, bo z pewnością artysta nie żyje, choć jeszcze te trzydzieści lat temu tezy tej bym nie postawił. On to właśnie uparł się na Zimińską modelkę, a nie aktorkę, żeby mu pozowała do obrazów. I to nago! Co on widział za piękno? Może jak nadużył? Może jak zaćpał? Niestety Witkacy będzie milczał do końca świata. Jarosy widział w niej kobietę – komika, bo miała talent do bawienia publiczności. Nie z jednego pieca chleb jadła, nie jedno widziała, nie jedno przeżyła, ale skoro nie mówiła o tym w swoich autobiografiach, to pewnie był jakiś tego powód. Była bezpruderyjna, wyzywająca, prowokująca i bezwstydna. Scena zawsze była jej i sypała skeczami, a publiczność zarykiwała się do rozpuku. Popularność przyniosła jej praca w Qui Pro Quo kabarecie Jerzego Boczkowskiego. Dostrzegł ją film, ale ról Julii nigdy nie grywała, bo była aktorką charakterystyczną i komiczną. Życie aktorki kabaretowej do łatwych i higienicznych nie należało. Jak sama kiedyś powiedziała: “Wpadłam w objęcia cyganerii. Od tego dnia zaczęło się codzienne życie artystki, rozpusta w oparach alkoholu, wywiady, szaleństwa, szalbierstwa, szynele, szynszyle, beszamele, szatobriandy, szafiry, szantaże szatynów, szympansy…” Właściwie dokonała autocharakterystyki w dwóch zdaniach. To co mogła zdziałać ze skeczem, czy komiczną piosenką? Wszystko! Ktoś ją odwiedził w domu i napisał: „U Miry Zimińskiej. Kiedyś jeszcze za najlepszych czasów „Qui Pro Quo”, Fryderyk Jarosy oglądając występ Miry Zimiński nazwał ją „Chaplinem w spódnicy”. Był w tych słowach nie tylko żart ale i głębsze znaczenie. Indywidualność artystyczna Miry Zimińskiej, podobnie, jak indywidualność Chaplina – jest jedyna w swoim rodzaju i nie do zastąpienia. Nie wzoruje się na nikim i nie może też mieć naśladowców. Można, gdy się ma dar naśladowania, zimitować jakąś piosenkę Zimińskiej, już przez nią śpiewaną, ale nikt nie potrafi tak, jak ona, tej piosenki opracować. I nikt nie potrafi wydobyć z niej takiego tonu, bogatego w najprzeróżniejsze odcienie: subtelnego dowcipu, ciepła, sentymentu, łobuzerskiego żartu i wytworności zarazem…
Tekst Andrzej Niewiadomski